Widmo wielkiej wody, opustoszałe gospodarstwa, biegające luzem świnie. To wszystko zastajemy w Raduchowie, wsi zapomnianej przez ludzi i tego z góry. Zaczynamy POW i kierujemy się na jej koniec. Z zaciekawieniem przyglądamy się opuszczonemu domostwu. Przed nami zniszczona chatynka, w oknach której wciąż powiewają strzępy firan. Obok domu waląca się stodoła, w której stoją smutne wraki maszyn rolniczych. Zaintrygowane przestępujemy próg domu, mając nadzieję na znalezienie czegoś ciekawego. W zniszczonej kuchni typowe wyposażenie : kredens, stół, krzesła. Wszystko w stanie rozkładu. Po szufladach chowają się opakowania po kawie, herbacie. Na podłodze zardzewiałe sztućce, dziurawe garnki. W pokojach szafy pełne postrzępionych ubrań, pościele na łóżkach żyją już własnym życiem. Na ścianach wyblakłe zdjęcia, zapewne właścicieli posesji. Powoli kierujemy się ku wyjściu. Przez próg przechodzimy pojedynczo. Pierwsza kroczy Karina, dzierżąc sprzęt dokumentujący nasze wycieczki. Za nią, ostrożnie, idę ja, a Ela zamyka pochód. Ludzie! To były sekundy!!! Przeraźliwy wrzask Eli podrywa nas do galopu. I nagle okazuje się, że można biec szybciej, niż się zakłada, że potrafi. Przeskoki przez resztki studni to dziecinna igraszka. Pokrzywy są całkowicie nieszkodliwe, a podarte (nie wiadomo przez co) spodnie wcale nie są źródłem żalu. Kawa w termosach staje się całkowicie zbędna. Można wylać. Lepiej napić się melisy. W podwójnej dawce. Co było powodem tego nadzwyczajnego zrywu? Stare ciuchy rozwieszone tak, że przypominały stojącego człowieka. Dla wyobraźni Eli lekki półmrok stał się zapalnikiem do wszczęcia alarmu. Kiedy emocje nieco opadły, na spotkanie, nie wiadomo skąd, wyszła nam... łaciata świnia. Powiedziała coś po świńsku i, tak samo szybko, jak się pojawiła, zniknęła. Co za miejsce! We wsi żywej duszy, a świnie luzem biegają...

You may also like

Back to Top